Logowanie
zapamiętaj mnie
 
Media
Tutaj jesteśmy
UP Tatra Trade Elbrus Ski
data: 08.10.2009, autor: ski2die

UP Tatra Trade Elbrus Ski

Wyjazd rozpoczęliśmy trochę inaczej niż większość ekip chcących zmierzyć się z najwyższym szczytem Kaukazu, Rosji, a wg niektórych także i Europy, a mianowicie w Sochi. Do tego największego kurortu morskiego Rosji, a zarazem miasta organizującego 22. Zimowe Igrzyska Olimpijskie dotarliśmy z Krakowa przez Wiedeń, w którym korzystając z kilkugodzinnego „stopu” spotkaliśmy się z przyjaciółmi na kawie. Lotnisko Johana Straussa było ostatnim miejscem gdzie mogliśmy normalnie się porozumieć.


Rosyjski Kaukaz – Pierwsze odczucia


Po wylądowaniu w miejscowości Adler (Port Lotniczy Sochi – Adler), zmienił się nie tylko język. Podczas naszych licznych podróży w różne zakątki naszego globu nigdy nie widzieliśmy, lotniska w tak opłakanym stanie. Na okienku celnika widniał ostatni na naszej trasie przejazdu tekst w języku angielskim, oznajmiający mniej więcej: łapówki dla funkcjonariuszy państwowych są zakazane i nie mogą oni upominać się o żadne pieniądze. I rzeczywiście tak było, przynajmniej w stosunku do turystów (nie raz byliśmy świadkami wręczania łapówek przez kierowców autobusów czy taksówkarzy). Reasumując, milicja jest za każdym rogiem i nawet przy łamanym rosyjskim wykazuje dużo cierpliwości i życzliwości, a ich wszechobecność sprawia, iż można czuć się naprawdę bezpiecznie.

 

O Soczi słyszeliśmy nie raz, bawią się tam przecież najbogatsi Rosjanie. Wygląd miasta nas nie zachwycił, no może nie licząc najnowocześniejszych mercedesów, bmw i wielu nieznanych nam ekskluzywnych marek samochodów, więc wieczorem zasiedliśmy wygodnie w autobusie. Naszym celem była wioska Elbrus.


„Sakja” – kaukaski „Camp 4”


Następnego dnia w godzinach popołudniowych po kilku przesiadkach byliśmy na miejscu. Na swoje lokum wybraliśmy zdecydowanie jedno z najlepszych miejsc zlokalizowanych w tej części republiki kabardo – bałkarskiej, dysponujący miejscami hotelowymi i placem kempingowym „Sakje”.  Yosemite mają swój Camp 4, Elbrus ma „Sakję”. Wraz z właścicielem Gruzinem Osmanem przy rosyjskim trunku narodowym załatwiliśmy OVIR (w Rosji obowiązuje obowiązkowa rejestracja, jeśli przebywa się gdzieś dłużej niż 3 dni – ważne jest żeby tego nie bagatelizować) oraz zezwolenie na przebywanie w strefie przygranicznej. Osman za 300 rubli (ok. 30 PLN) pośredniczy w biurokracji. Warto skorzystać z jego pomocy, gdyż miejscowa kwatera wojskowa oddalona jest o kilka km od wioski, a często nie da się załatwić wszystkiego od ręki. Później czekała nas tylko porządna kolacja i ostatnia noc w normalnym łóżku.

Początek akcji górskiej


Wstaliśmy stosunkowo późno, nie była to bynajmniej przyczyna Stolicznaji, podróż autobusem blisko 20 godzin poprzedniego dnia była dość męcząca.
Po śniadaniu pojechaliśmy dokonać rejestracji w siedzibie ratowników górskich (odpowiednik Zakopiańskiego TOPR-u) i kolejką linową zaczęliśmy zdobywać wysokość. Obecnie dolny odcinek pokonuje się zupełnie nową kolejką, drugi tradycyjnie starym wagonikiem, w każdym razie do czasu zakończenia budowy nowego odcinka. Tym sposobem można ominąć, żmudne podejście rozległym piarżyskiem, które w sezonie zimowym służy jako trasa narciarska.

Kolejka krzesełkowa była nieczynna, więc skorzystaliśmy z taksówki górskiej, którą tutaj pełni specjalnie do tego celu przystosowany ratrak. W godzinach popołudniowych dotarliśmy nim do Stacji MIR na wysokości (3700 m n.p.m.), gdzie założyliśmy foki na narty, na których podchodziliśmy w górę. Pod wieczór rozbiliśmy namiot powyżej Priuta (4050 m n.p.m.), i zasiedliśmy do górskiej wieczerzy. Następny dzień spędziliśmy w okolicy naszego obozu czyniąc obserwację do naszych badań i oczywiście aklimatyzując się.

 

Atak szczytowy


Marabuta ustawionego na wysokości ok. 4150 m n.p.m. opuściliśmy kilkanaście minut przed 4 w nocy. Pogoda była wprost wymarzona na wejście szczytowe.

 

 

Ciemno niebieskie niebo rozświetlone gwiazdami, białe chmury w dolinach, prawie bezwietrznie i stosunkowo ciepło (nieco poniżej -15 C), sprawiło iż szybko zdobywaliśmy wysokość. Tuż nad Skałami Pastuchowa śnieg zamienił się w lód. Kilkunasto metrowy oszklony odcinek musieliśmy pokonać w rakach. Lód skończył się przed trawersem i mogliśmy powrócić do nart.

 

Zdobywanie wysokości

 

Tego dnia na szczyt prócz nas zmierzało tylko czterech Belgów, więc udało nam się trafić w czas spokoju i ciszy na ty popularnym komercyjnym szczycie. Na przełęczy (5381 m n.p.m.) rozdzielającej wierzchołek zachodni (5642 m n.p.m.) od wschodniego (5621 m n.p.m.) zrobiliśmy krótki odpoczynek, przed decydującą fazą ataku. Bardzo twardy śnieg, pokryty miejscami lodem sprawił, iż podobnie jak Belgowie zdecydowaliśmy się zostawić narty i odcinek na szczyt pokonać w rakach. W połowie drogi z przełęczy na szczyt oplotły nas mleczne chmury, przez które co jakiś czas przedostawały się promienie słońca. Wysoką temperaturę jak na ten poziom względem morza, skorygowała kopuła szczytowa. Przy mocnym wietrze i prawie zerowa widoczność doszliśmy do sterty „pamiątek”. Odczyt gps-a upewnił nas w przekonaniu, że stanęliśmy na najwyższym szczycie gór Kaukazu.

 

Szczyt


Kilka minut na pamiątkowe zdjęcia i zaczęliśmy schodzić. Ponownie zrobiliśmy rest na przełęczy, ogołociliśmy narty z fok i pomknęliśmy w dół. Nawet lodowe pola nad Skałami Pastuchowa udało się nam pokonać na nartach. Kilka godzin zajęło nam wejście, a po niespełna godzinie zameldowaliśmy się w naszym namiocie. Gorący kubek płynu i sen.

 

 

 

Zejście


Wstaliśmy wcześnie, chcieliśmy bowiem zdążyć na kolejkę i jeszcze tego dnia zjeść normalny obiad. Spakowaliśmy dobytek i ruszyliśmy w dół. Jazda na nartach z ciężkim plecakiem nie należy do przyjemnych, jednak udało nam się jednak zjechać bez kraksy.

 

Marabut na tle Uszby

 

Jazda po płatach śniegu w niższych partiach

 

Pierwsza kolejka, druga kolejka i zasłużony szaszłyk z piwem w Azau (dolnej stacji kolejki).
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w siedzibie ratowników, by zgłosić nasz powrót z gór. Po dotarciu do Sakji, szybko rozładowaliśmy plecaki, a nasz ekwipunek zostawiliśmy w słońcu, później kąpiel i zasłużony posiłek. Osman przygrywając na gitarze śpiewał regionalne przyśpiewki w języku gruzińskim i nawet choć nie mogliśmy się domyślić o czym, brzmiało bardzo ładnie.

 

Członkowie wyprawy wraz z Osmanem

 

Plaże czarnomorskie


Następnego dnia coś zaczęło się dziać. W głównej części wioski pojawili się wojskowi z kałasznikowami, milicja w pełnym uzbrojeniu oraz wielu krzyczących coś ludzi. Osada została odcięta od świata. Osman odprowadził nas do blokady, dalej już nie mógł. Taksówką, a później gazelą (inaczej marsztutką – bus) dotarliśmy do miejscowości Nalchik. Na trasie mijały nas tylko samochody milicji i wojska. Drogę zastąpiły nam na szczęście tylko krowy, które niczym indyjskie robią co chcą.

 

 

Autobus do Sochi odjechał rano (7:30), więc złapalismy pierwszy lepszy w kierunku naszego celu. Padło na Krasnodar, rozświetlone kaukaskie Las Vegas.

 

 

Tutaj zmieniliśmy środek lokomocji na pociąg relacji Moskwa – Sochi, którym dotarliśmy do stacji końcowej, miejscowości Adler. Kolejne trzy dni spędziliśmy na plaży, próbując „dopalić” resztę ciała do koloru twarzy (opalenizna z gór), niestety bez skutku. Korzystając z pięknej pogody i taniego piwem, staraliśmy się znaleźć odpowiedź, co przyciąga tutaj turystów…Morze Czarne, malownicze góry lub specyficzna kultura? Niestety, nie wiemy tego do dzisiaj.

 

Ekskluzywna plaża w Sochi, wejście - 40 zł

Michał Apollo, Marek Żołądek (Marabut, Tatra Trade Zakopane, Ceneria.pl)
www.MasalaPeak.com
 
Informacje praktyczne:

Koszt wizy rosyjskiej do 30 dni wraz z obowiązkowym ubezpieczeniem wynosi ok. 460 PLN. Najwygodniejszą opcją dojazdu jest przelot z Warszawy, przez Moskwę do Mineralnych Wód linią Aeroflot, ceny od 1700 PLN. My wybraliśmy połączenie obsługiwane przez Austrian Airlines z Krakowa, przez Wiedeń do Sochi, jego koszt to ok. 2500 PLN. Dalsza podróż do podnóża Elbrusa lądem. Przejazd z Mineralnych Wód do wioski Elbrus trwa od 3 do 4 godzin i kosztuje od 250 RUB (autobus). Na podróż z Sochi trzeba zarezerwować ok. 20 godzin. Polecamy zatrzymać się w „Sakja” zlokalizowanym na końcu wioski Elbrus (14 km od Azau), gdzie znajduje się hotel, restauracja oraz pole namiotowe. Właściciel Osman załatwia wszelkie formalności związane z wyjściem na Elbrus. Ceny żywności podobne lub wyższe niż w Polsce. Podczas naszego pobytu średni kurs 1 USD = 30 RUB (czerwiec 2009).

Sponsorzy i podziękowania:

Sponsorzy: Uniwersytet Pedagogiczny w Krakowie, Samorząd Studentów i Samorząd Doktorantów UP Kraków, Gmina Moszczenica, Gmina Niedźwiedź, Kantory Gold&Merr Krosno, www.green.shop.pl, Sopłem Zakopane, D&S Consulting Company, KW Warszawa.

Wsparcie sprzętowe: Tatra Trade Zakopane, Marabut, Salewa, hurtownia DUO Zakopane, Extreme Sport Zakopane

Media: Tygodnik Podhalański, Ceneria.pl, Dziennik Polski, Onet, turnia.pl, Magazyn Góry, aktywni.pl, trekandmore.pl

Podziękowania: prof. dr hab. Jan Lach, dr hab. Roman Malarz prof. UP, Robert Pieczara (Dana Air Travel), Michał Król.

 

Zapraszamy także do obejrzenia krótkiego filmu z wyprawy ->KLIK


<< powrót
Komentarze
09-10-09 09:19:27 dynamite
no panowie,polecieliscie na grubo!Gratulacje!!
09-10-09 11:44:43 Gnali
wkrótce też w nowym papierowym magazynie będzie można przeczytać o naszym pamiętnym tripie na Kaukaz, stay tuned!
09-10-09 11:45:09 Gnali
aaa dla chłopaków oczywiście wysoka piątka!!!
09-10-09 18:00:48 LeSKI
Wyprawa niczego sobie - opis lotniska w klimacie "Imperium" Kapuścińskiego ... widać w Imperium czas wolniej płynie :) 5600 brzmi już zacnie - Big Up!!

Dodaj komentarz

Jeśli posiadsz konto na ski2die.pl to się zaloguj. Jeżeli jeszcze nie masz, a chcesz mieć, to już teraz może się zarejestrować.
© 2003-10 Ski2Die. All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Concept: LeSki&SanczO
Design: SanczO