Logowanie
zapamiętaj mnie
 
Media
Tutaj jesteśmy
Jak to drzewiej bywało...
data: 17.11.2008, autor: Gnalizzzle

Nie wiem jak będzie można zaklasyfikować ten artykulik, jedno jest wszakże pewne – mniej będzie tu akcentów humorystycznych, więcej za to zerkniemy przez ramię wstecz (oczywiście zerkać będziemy kaprawym okiem). Od razu więc ostrzegam, że niektórych może lektura tego tekstu poruszyć. Zbliża się chyba moment kiedy warto przez chwilę zastanowić się dokąd pędzi ta drezyna (narazie tylko drezyna, nie lokomotywa) zwana polskim freeskiingiem.

 

                „Skąd nagle takie refleksje?”-zapytacie zapewne. Otóż doszedłem do wniosku, że wraz z rozpoczęciem sezonu 2005/2006 kończymy pewien etap rozwoju naszej freeskiingowej zajawki, siłą rzeczy wkraczamy więc w nowa erę. Do zamierzchłej przeszłości należą już pierwsze spotkania polskich hipaczy na zakamuflowanych tatrzańskich miejscówkach, w mroku historii i gąszczu imprez z udziałem narciarzy ginie też pierwsze PFO z trzydziestoma może zawodnikami. Freeskiing na dobre zagościł w świadomości ludzi mających nawet „jakie takie” pojęcie o sportach zimowych. Nie budzi już aż takiego szoku widok narciarza w szerokich portkach, poruszającego się przodem lub tyłem po stoku na dziwnych nartach. Możemy więc chyba śmiało powiedzieć, że każdy z nas dobrze wywiązał sie zadania promowania i przedstawiania tego wspaniałego sportu szerokim masom odwiedzającym nasze rodzime zimowe pseudo-kurorty. Pokazaliśmy, że narty nie są dla starych dziadków w błyszczących kombizenonach, że młodzi ludzie (i ci troche mniej młodzi – pozdro Sołt) szukający wrażeń nie muszą wcale uciekać do snowboardu.

 



                W tym sezonie największa freeskiingowa impreza jaką jest PFO najprawdopodniej będzie gościć tak dużą liczbę zawodników, że koniecznościa będą eliminacje. Tu i ówdzie docierają do nas wieści o kompletnie nie znanych nikomu polskich freeskierach prezentujących budzące szacunek umiejętności. Najlepsi riderzy wspierani są przez duże branżowe firmy i choć intensywność tego wspierania daleko ma jeszcze do europejskich standardów, to i w tej materii coś drgnęło (nie zawsze jednak środki przeznaczane na sponsoring współmierne są do szybkich postępów jakie robią chłopaki z czołówki). Twórcy „Polish Kiełbasy”, pierwszego filmu szerzej prezentującego polską scenę, rozpoczynając kiedyś swoją zabawę w edycję video nigdy chyba nie spodziewali się, że ich filmy będą wydawane na DVD w nakładzie kilku tysięcy egzemplarzy. Wszystko to brzmi jak bajka, nie wiem czy ktokolwiek z nas uwierzyłby w to kilka lat temu gdyby mógł spojrzeć w przyszłość.         

 



                Jednak mimo tak wspaniałego biegu wydarzeń, całego medialnego szumu dookoła freeskiingu, dookoła poszczególnych zawodników, pośród dzikich melanży rozpoczynających i kończących sezon, wieńczących zmagania w zawodach, nie zapomnijmy o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. Wszystkie te wywiady dla MTV i tłumy groupies marzących o bokserkach któregoś z riderów nie powinny zamydlać nam oczu i przyćmiewać źródła z którego powinna płynąć zajawka. Źródłem tym nie może być potrzeba lansu, szukania sławy w środowisku. Powinna być nim naturalna wewnętrzna potrzeba wyrażania siebie w ruchu, szukania wyzwań, pokonywania własnych ograniczeń czy obcowania z przyrodą i potęgą gór. Być może brzmię troche moralizatorsko, ale nie pisałbym tych słów gdybym nie widział niebezpieczeństwa przekształcenia się freeskiingu w narzędzie służące do robienia z siebie półboga nart i stwarzania pozorów że jest się nie wiadomo jakim prosem.

 

                Powiecie że i ja poznałem sławetną „Historię Gucia” i że przemawia przeze mnie jakis freeskiingowy fundamentalizm. Nic z tych rzeczy, choć coś w tym musi być że kilku kolesi którzy naprawdę byli pionierami tego sportu usunęli sie w cień. Ja natomiast  chciałbym uniknąć tego co stało się z wieloma środowiskami związanymi z podobnymi zajawkami, uniknąć jakiś durnych sporów o to kto powinien a kto nie powinien wygrać zawodów, gdzie nierzadko przedmiotem kłótni była po prostu kasa. Cieszy mnie również to że coraz więcej ludzi zaczyna ten sport uprawiać. Pewnego dnia jednak możemy gdzieś zgubić tą starą dobrą rodzinną atmosferę którą udawało się tak długo utrzymać. Z drugiej strony jednak – czy na pewno musimy ją tracić? Czy nie da się zadać kłam wszelkim prognozom że każda grupa ludzi zajmująca się czymś takim musi się w końcu ze sobą pokłócić ? Jak narazie udawało nam się to z większym lub mniejszym powodzeniem, ale jednak poważnych rozłamów nie było.

 

            Jeżeli dobrnęliście aż tutaj to cieszę się bo chyba nie znudził was ten tekścik. Co przyniesie przyszłość? Jak dalej potoczą się losy i kariery najlepszych? Ilu zawodników może gościć PFO 2008 i jak srogie triki zostaną tam zaprezentowane? Sam jestem ciekaw...


<< powrót
Komentarze

Dodaj komentarz

Jeśli posiadsz konto na ski2die.pl to się zaloguj. Jeżeli jeszcze nie masz, a chcesz mieć, to już teraz może się zarejestrować.
© 2003-10 Ski2Die. All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Concept: LeSki&SanczO
Design: SanczO