Nie wiem jak będzie można zaklasyfikować ten artykulik, jedno jest wszakże pewne – mniej będzie tu akcentów humorystycznych, więcej za to zerkniemy przez ramię wstecz (oczywiście zerkać będziemy kaprawym okiem). Od razu więc ostrzegam, że niektórych może lektura tego tekstu poruszyć. Zbliża się chyba moment kiedy warto przez chwilę zastanowić się dokąd pędzi ta drezyna (narazie tylko drezyna, nie lokomotywa) zwana polskim freeskiingiem.
„Skąd nagle takie refleksje?”-zapytacie zapewne. Otóż
doszedłem do wniosku, że wraz z rozpoczęciem sezonu 2005/2006 kończymy
pewien etap rozwoju naszej freeskiingowej zajawki, siłą rzeczy
wkraczamy więc w nowa erę. Do zamierzchłej przeszłości należą już
pierwsze spotkania polskich hipaczy na zakamuflowanych tatrzańskich
miejscówkach, w mroku historii i gąszczu imprez z udziałem narciarzy
ginie też pierwsze PFO z trzydziestoma może zawodnikami. Freeskiing na
dobre zagościł w świadomości ludzi mających nawet „jakie takie” pojęcie
o sportach zimowych. Nie budzi już aż takiego szoku widok narciarza w
szerokich portkach, poruszającego się przodem lub tyłem po stoku na
dziwnych nartach. Możemy więc chyba śmiało powiedzieć, że każdy z nas
dobrze wywiązał sie zadania promowania i przedstawiania tego
wspaniałego sportu szerokim masom odwiedzającym nasze rodzime zimowe
pseudo-kurorty. Pokazaliśmy, że narty nie są dla starych dziadków w
błyszczących kombizenonach, że młodzi ludzie (i ci troche mniej młodzi
– pozdro Sołt) szukający wrażeń nie muszą wcale uciekać do snowboardu.
W tym sezonie największa freeskiingowa impreza jaką
jest PFO najprawdopodniej będzie gościć tak dużą liczbę zawodników, że
koniecznościa będą eliminacje. Tu i ówdzie docierają do nas wieści o
kompletnie nie znanych nikomu polskich freeskierach prezentujących
budzące szacunek umiejętności. Najlepsi riderzy wspierani są przez duże
branżowe firmy i choć intensywność tego wspierania daleko ma jeszcze do
europejskich standardów, to i w tej materii coś drgnęło (nie zawsze
jednak środki przeznaczane na sponsoring współmierne są do szybkich
postępów jakie robią chłopaki z czołówki). Twórcy „Polish Kiełbasy”,
pierwszego filmu szerzej prezentującego polską scenę, rozpoczynając
kiedyś swoją zabawę w edycję video nigdy chyba nie spodziewali się, że
ich filmy będą wydawane na DVD w nakładzie kilku tysięcy egzemplarzy.
Wszystko to brzmi jak bajka, nie wiem czy ktokolwiek z nas uwierzyłby w
to kilka lat temu gdyby mógł spojrzeć w przyszłość.
Jednak mimo tak wspaniałego biegu wydarzeń, całego
medialnego szumu dookoła freeskiingu, dookoła poszczególnych
zawodników, pośród dzikich melanży rozpoczynających i kończących sezon,
wieńczących zmagania w zawodach, nie zapomnijmy o co w tym wszystkim
tak naprawdę chodzi. Wszystkie te wywiady dla MTV i tłumy groupies
marzących o bokserkach któregoś z riderów nie powinny zamydlać nam oczu
i przyćmiewać źródła z którego powinna płynąć zajawka. Źródłem tym nie
może być potrzeba lansu, szukania sławy w środowisku. Powinna być nim
naturalna wewnętrzna potrzeba wyrażania siebie w ruchu, szukania
wyzwań, pokonywania własnych ograniczeń czy obcowania z przyrodą i
potęgą gór. Być może brzmię troche moralizatorsko, ale nie pisałbym
tych słów gdybym nie widział niebezpieczeństwa przekształcenia się
freeskiingu w narzędzie służące do robienia z siebie półboga nart i
stwarzania pozorów że jest się nie wiadomo jakim prosem.
Powiecie że i ja poznałem sławetną „Historię Gucia” i że przemawia przeze mnie jakis freeskiingowy fundamentalizm. Nic z tych rzeczy, choć coś w tym musi być że kilku kolesi którzy naprawdę byli pionierami tego sportu usunęli sie w cień. Ja natomiast chciałbym uniknąć tego co stało się z wieloma środowiskami związanymi z podobnymi zajawkami, uniknąć jakiś durnych sporów o to kto powinien a kto nie powinien wygrać zawodów, gdzie nierzadko przedmiotem kłótni była po prostu kasa. Cieszy mnie również to że coraz więcej ludzi zaczyna ten sport uprawiać. Pewnego dnia jednak możemy gdzieś zgubić tą starą dobrą rodzinną atmosferę którą udawało się tak długo utrzymać. Z drugiej strony jednak – czy na pewno musimy ją tracić? Czy nie da się zadać kłam wszelkim prognozom że każda grupa ludzi zajmująca się czymś takim musi się w końcu ze sobą pokłócić ? Jak narazie udawało nam się to z większym lub mniejszym powodzeniem, ale jednak poważnych rozłamów nie było.
Jeżeli dobrnęliście aż tutaj to cieszę się bo chyba nie znudził was ten tekścik. Co przyniesie przyszłość? Jak dalej potoczą się losy i kariery najlepszych? Ilu zawodników może gościć PFO 2008 i jak srogie triki zostaną tam zaprezentowane? Sam jestem ciekaw...
<< powrót
Dodaj komentarz
Jeśli posiadsz konto na ski2die.pl to się zaloguj. Jeżeli jeszcze nie masz, a chcesz mieć, to już teraz może się zarejestrować.